Jest i on. Numer dwa. Ugiąłem się pod naporem oczekiwań
moich czytelniczek i zdecydowałem się na kolejny wpis. O czym będzie? Dobre
pytanie. W trakcie pisania tego zdania nie mam jeszcze na niego pomysłu. Ale
spokojnie - o poziom tego tekstu martwić się nie potrzebuję. Wy też tego nie
róbcie. Oto spoczywam sobie właśnie na wygodnym siedzisku a zza laptopowego ekranu spogląda
na mnie szklaneczka mętnego roztworu o żółtawo-słomkowej barwie. Naczynie to
typowa whiskaczówka wykonana z grubego szkła. Sygnatura Jaśka
Wędrowniczka wskazuje natomiast na to, iż prawdopodobnie została skradziona z bliżej
nieokreślonej dyskoteki, restauracji bądź też innego lokalu gastronomicznego przez
jedną z moich pomysłowych współlokatorek. Zastanawia mnie tylko jedno, a
mianowicie która z pań była na tyle nieodpowiedzialna, ażeby „pożyczać” zasobnik
o tak nieergonomicznym, kwadratowym kształcie. Aby móc się skutecznie z niego
napić, nie uszkadzając sobie przy tym cennego uzębienia, należy obrócić naczynie
tak, aby jedna z jego górnych krawędzi tworzyła wraz z dolnym łukiem
zębowym kąt czterdziestu pięciu stopni. Wyobraźcie sobie, jaki dyskomfort wywołuje
u spożywającego popijanie z tak utworzonego dziubka. Ale w tym wypadku to nie
szklanka jest najważniejsza, lecz jej zawartość. Zapewniam, że nie jest to niefiltrowane
piwo pszeniczne, ani tym bardziej mocz cierpiącego na kamicę nerkową człowieka.
W moim naczyniu znajduje się przecudna cytrynóweczka o magicznych
właściwościach. Hemingway doznawał natchnienia pod wpływem absyntu, Słowacki
zażywał opium, a ja doświadczam inspiracji dzięki cytrynówce Uli. Jedynym
moim zmartwieniem jest w tej chwili perspektywa niedoboru tego zaczarowanego trunku
w niedalekiej przyszłości. Wniosek z tego taki, że nie mogę, nie możemy, nie możecie do tego dopuścić! I to jest
chyba moment, w którym po długiej podróży odnalazłem tytuł tego posta. A zatem –
Kochani Czytelnicy, jeśli spodobały się Wam moje dywagacje zawarte w tym i
poprzednim wpisie, nie dopuśćcie do zawieszenia działalności na tym blogu. Muszę w tym celu prosić Was o wsparcie materialne polegające na pomocy przy
uzupełnianiu naszych stancyjnych zasobów alkoholu etylowego (C2H5OH – przyp. PAP),
który jest głównym składnikiem wspomnianego roztworu. Z góry dziękuję!
Ps. Cytryny kupię sobie sam.
uprzejmie proszę o podanie Pana numeru KRS, abym mogła przekazać swój jeden procent podatku. Trzeba pielęgnować takie talenty pisarskie. Sama doświadczyłam kiedyś (oj, kiedy to było...) dobroczynnego wpływu wyżej wymienionego trunku na komórki mózgowe i procesy myślowe w nich zachodzące. Miałam o tyle gorzej, że nikt mnie wtedy nie mógł/ nie chciał sponsorować. W dzisiejszych czasach jest inaczej. Łatwiej jest. Sam możesz narzekać, podczas gdy inni zrobią wszystko, żeby ograniczyć w czasie stan trzeźwości Twojego umysłu. I wcale nie dlatego, że narzekanie jest passé*. PO prostu inni są od tego.
OdpowiedzUsuńDziękuję, to naprawdę szlachetne. Cytując Cześka mogę jedynie napisać, że
OdpowiedzUsuń"(...) ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie! (...)"
Wszelkie dane do przelewu przesyłam na priv w obawie przed US.
Niniejszym ogłaszam, że zawieszam działalność pisarską na rzecz działalności agitacyjnej. Dajcie nam wódki!
OdpowiedzUsuńczekamy na więcej. wierni czytelnicy
OdpowiedzUsuńale więcej cytrynówki czy więcej słów?
OdpowiedzUsuńChciałam zaprotestować. Otóż jak autor niniejszego bloga wytłumaczy fakt braku nowego wpisu w sytuacji, gdy natchnienie żółci się w lodówce?
OdpowiedzUsuń