Czwartek, 1:07. Pogrążone w marazmie centrum rozległego miasta. Ostatni, międzynarodowy gość pobliskiego hotelu wykrzyczał
coś na głos, zwymiotował i zniknął za rogiem. Obrotne panie z agencji na piątym
piętrze skończyły na dzisiaj już swą działalność. I dobrze - w końcu nastały
odpowiednie warunki.
Biurko, ledowa lampka rzucająca zimne światło na coraz mniej
wyraźne litery, kalkulator. Dwie trzysta siedemdziesiąte piąte. Jeszcze tylko dwie
strony i zasłużona przerwa. Aż dwie, kolejna godzina i nieustanna
gonitwa surrealistycznych projekcji.
Koncentracja? Owszem - 9 lat temu na
lekcji matematyki. Od tamtej pory tylko postępująca erozja ogniskowania
świadomości. Tysiące haseł, setki wzorów, tydzień? Nie ma problemu. Nie
takie rzeczy się robiło. Mówią, że w 6 dni poczyniono faktyczność.
Nieprawda. Nie oszukuj się. Niemożliwe jest niemożliwym, już nie teraz.